Dziś nie będzie ani o szyciu, ani o hafcie, ani o niczym innym w ten deseń. Bezrobotne, znudzone stworzenie - w sensie moja skromna osoba - postanowiła zająć się do odmiany odlewnictwem. Robię w międzyczasie kruseler, a że od tego potworka najchętniej bym uciekła, znalazłam sobie inne zajęcie. ;)
W pewnym markecie budowlanym kupiłam przed tygodniem cynę w sztabkach i opakowanie glinki na formy.
Oczywiście już kilka prób roztopienia tego zdążyłam podjąć. Dobra rada, drogie dzieci: cynę topimy w garnuszku z aluminium, a nie w emaliowanym. Stanowczo nie w emaliowanym. Nie, nie i jeszcze raz nie.
I w końcu się udało! Odlałam sobie kilkanaście guzików - co prawda to jeszcze nie jest pierwsza jakość, ale we wszystkim trzeba zdobyć wprawę.
Prezentuję dwie sztuki, które już są w 100% gotowe. w pozostałych muszę dopracować oczko, które zrobiłam w dosyć głupi sposób. Następnym razem się poprawię, bo już zmądrzałam. Nieco. Guziki wykorzystam do mojej hoppelande. :]
bardzo ładne, a jak poradziłaś sobie z oczkiem?
OdpowiedzUsuńZatopiłam w roztopionej cynie wygięty drucik. :P
OdpowiedzUsuńPomysłowo ;) podziwiam Twoje wyroby. pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuń