Przed wyjazdem na Bolków postawiłam sobie pewien cel: porobię parę zdjęć. I udało się! Chciałabym regularniej tak robić, ale nie zawsze umiem się zmotywować.
fot. Nissaya |
Po lewej mamy przykład wykorzystania kaptura z wycinanką, cotehardie, nogawic i podwiązek. Wszystko prezentowałam już w poprzednich postach, poza kapturem, który tak naprawdę jest najstarszym elementem tego stroju. I nadal się trzyma! :]
Nie będę ukrywać, że to połączenie bardzo przypadło mi do gustu - jednak w wypadku właściciela całego sprzętu mój osąd może być niezbyt obiektywny. ;)
fot. Zalio |
Po prawej zasiadam we własnej osobie na moim ulubionym krześle - fajnie jest mieć zdolnego tatę. Sfotografował mnie kolega, przynajmniej nie musiałam kombinować, jak słitfocia robiona z ręki ma udawać taką robioną z pomocą drugiego człowieka. Jedwabną nałęczkę przypięłam do siatki. Jakimś cudem umocowałam ją sobie na głowie samodzielnie i bardziej łopatologicznie niż za pierwszym razem, po prostu wcisnęłam pod nią warkocze po bokach głowy. Do tego surcot i wełniana spodnia uszyta z przypadku. Może kiedyś Wam opowiem, jakie miłe przytrafiają mi się niespodzianki. :]
Impreza się udała, jak zawsze dzięki doskonałemu towarzystwu. Uwielbiam atmosferę w stylu "nic mi się nie chce, ale mam piwo i jest mi dobrze". :)
A ja myślałam, ze zachce mi się popracować nad moim koszmarnym kruselerem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz