Giezło... Zazwyczaj lniana koszulina w stylu komunistycznej porodówki. Luźne takie, powinno mieć klin pod pachą i nie wystawać spod dekoltu kiecki. Nudy, nudy, nudy.
Jednak prawdziwym bieliźniano-średniowiecznym problemem jest współczesny biustonosz. Trzeba pilnować, by ramiączko się nie wysunęło, charakterystycznie odznacza się pod ubraniem i ogólnie sprawia problemy. Oczywiście, najlepiej jest go na imprezach nie używać, ale to już zależy od konkretnej kobiety i jej anatomii, a także samopoczucia. Teoretycznie suknia też potrafi utrzymać biust - w minimalistycznych przypadkach nawet go znajduje. ;) Do mnie jednak nigdy to jakoś nie umiało dotrzeć. Jednak stanik mnie mierził. Powiedzmy sobie szczerze, przy moim rozmiarze zrezygnowanie z niego to głupi pomysł. Myślałam też, czy olać datowanie i strzelić sobie XV-wieczny cycnik. Naoglądałam się jednak obrazków giezeł z dodatkową funkcją, jak np. ten po prawej. Najpierw poćwiczyłam na kimś. Potem na sobie. Za drugim razem mi nawet wyszło. Muszę tylko skrócić jedno ramiączko. Efekty widać poniżej. :)
Przednią część skroiłam z czterech części. Próbowałam na początku z dwóch, ale nie udało mi się tego wyprofilować. Zapomniałam zrobić przymarszczenia. Wrzuciłam niebieski sznurek, bo mi cały bieliźniany zszedł i muszę sobie trochę powyplatać. Grunt, że giezło działa, jak chciałam. Przerobię sobie w ten sposób jeszcze przynajmniej jedno stare. :)
Na czym polega magia tego cuda? I czy naprawdę się sprawdza? Moja figura także nie sprzyja niektórym feministycznym wolnościom i muszę sobie coś takiego skonstruować :)
OdpowiedzUsuńPoszedł mail, komentarze są niezbyt wygodnym kanałem komunikacji. :)
Usuń