niedziela, 25 sierpnia 2013

Nissaya idzie do pracy

Właśnie mija ostatnie popołudnie mojego bezrobocia - jutro ruszam podbijać branżę geodezyjną. Na 3-miesięcznym stażu, ale dobre i to. :)

Oczywiście nie oznacza to rzucenia w kąt igieł i szpilek, maszyny do szafy też chować nie zamierzam. W tej chwili zajmuję się kolejnym męskim cotehardie, wymyślam ładną sakiewkę, mam rozgrzebaną kolejną siatkę na włosy i muszę wykończyc rękawy w mojej nowej spodniej sukni, ale mam na to miesiąc czasu. Turniej w Toszku, genialna impreza na zakończenie sezonu, zbliża się wielkimi krokami i już trzeba zacząć myśleć, w czym się tam pokazać.

Boże mój drogi, ledwie pół roku minęło od mojej obrony, a słowo osnowa kojarzy mi się tylko z tkaninami, a nie z pomiarami. A pomiary z mierzeniem delikwenta... No nic, trzeba się wdrożyć. 

Wydaje mi się, że te kilka miesięcy bezrobocia wykorzystałam twórczo i, mimo wszystko, pracowicie. Relaksowałam się na paru wyjazdach w towarzystwie zajebistych ludzi.

WYELIMINOWAŁAM PROBLEM MROCZNEGO BIUSTONOSZA! Na Niepołomicach przetestowałam swoje giezło i wiem, że czegoś tak fajnego nie sprzedaliby mi w żadnym Tryumphie, że o targu nie wspomnę. Ciekawe, czy do Toszka zdążę wytworzyć wersję jedwabną... Boję się tylko, że teraz ruszę z krucjatą promującą przerabianie sobie giezeł. ;) W takiej konstrukcji mogłam spoglądać w dół z myślą, że wszystko działa, jak chciałam, a nie w bok, kontrolując, czy mroczne ramiączko nie wypełzło na światło dzienne/nocne.

Zastanawiam się teraz, nad czym będę pracować w drodze z pracy i do pracy. Na razie pewnie nad guzikami do kolejnej cotehardie.
.

Życzcie mi powodzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz