czwartek, 20 czerwca 2013

Siatka na włosy

Oto ja. Świecąca od upału cera mało fachowo przysłonięta dłonią, robocza koszulka do ciorania się w ścinkach i paprochach... Zresztą, pal licho aparycję, na nią już nic nie poradzę. Patrzcie, co mam na łepetynie. Od zawsze chciałam takie coś mieć. I teraz mam! Siatka, jaka jest, każdy widzi. Służyło to to głównie do trzymania włosów pod innymi nakryciami głowy i miało różne warianty koloru i rozmiaru oczek. Napisałabym tu jeszcze parę mądrych rzeczy, ale dzisiejsze kończenie siatki, robienie od zera chaperonu i dwóch poduch dało mi się we znaki.
Muszę dopracować układanie włosów do niej. Fryzjerką od zawsze byłam marną. Chce też zrobić kolejną, z równiejszymi i mniejszymi oczkami. I potem jeszcze jedną, kiedy dojdę do wprawy. Z jedwabiu, a co! :)
Pozdrawiam i składam dziękczynne hołdy Justynie z Sartorium: ona uchyliła przede mną arkana plecenia siatki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz