niedziela, 30 czerwca 2013

Praktyka

 Przed wyjazdem na Bolków postawiłam sobie pewien cel: porobię parę zdjęć. I udało się! Chciałabym regularniej tak robić, ale nie zawsze umiem się zmotywować. 

fot. Nissaya
 Po lewej mamy przykład wykorzystania kaptura z wycinanką, cotehardie, nogawic i podwiązek. Wszystko prezentowałam już w poprzednich postach, poza kapturem, który tak naprawdę jest najstarszym elementem tego stroju. I nadal się trzyma! :]
Nie będę ukrywać, że to połączenie bardzo przypadło mi do gustu - jednak w wypadku właściciela całego sprzętu mój osąd może być niezbyt obiektywny. ;)









fot. Zalio

Po prawej zasiadam we własnej osobie na moim ulubionym krześle - fajnie jest mieć zdolnego tatę. Sfotografował mnie kolega, przynajmniej nie musiałam kombinować, jak słitfocia robiona z ręki ma udawać taką robioną z pomocą drugiego człowieka. Jedwabną nałęczkę przypięłam do siatki. Jakimś cudem umocowałam ją sobie na głowie samodzielnie i bardziej łopatologicznie niż za pierwszym razem, po prostu wcisnęłam pod nią warkocze po bokach głowy. Do tego surcot i wełniana spodnia uszyta z przypadku. Może kiedyś Wam opowiem, jakie miłe przytrafiają mi się niespodzianki. :]






Impreza się udała, jak zawsze dzięki doskonałemu towarzystwu. Uwielbiam atmosferę w stylu "nic mi się nie chce, ale mam piwo i jest mi dobrze". :)
A ja myślałam, ze zachce mi się popracować nad moim koszmarnym kruselerem...

czwartek, 27 czerwca 2013

O, wszechobecny fejsbuku...

https://www.facebook.com/medieval.nissaya

Wprowadziłam się i tam, a co!
Jeśli podoba Wam się, co tutaj wytwarzam i używacie Twarzoksiążki, kliknijcie "Lubię to".
Taaak, wiem, mam zrobić kruseler. Kurde. :p Jak widać, zajmuję się wszystkim, tylko nie tym.
Jeśli dobrze pójdzie, jutro pojadę na Bolków. Pozwolę sobie wstawić tutaj reklamę tego wydarzenia:

środa, 26 czerwca 2013

Guziki cynowe

Dziś nie będzie ani o szyciu, ani o hafcie, ani o niczym innym w ten deseń. Bezrobotne, znudzone stworzenie - w sensie moja skromna osoba - postanowiła zająć się do odmiany odlewnictwem. Robię w międzyczasie kruseler, a że od tego potworka najchętniej bym uciekła, znalazłam sobie inne zajęcie. ;)
W pewnym markecie budowlanym kupiłam przed tygodniem cynę w sztabkach i opakowanie glinki na formy.
Oczywiście już kilka prób roztopienia tego zdążyłam podjąć. Dobra rada, drogie dzieci: cynę topimy w garnuszku z aluminium, a nie w emaliowanym. Stanowczo nie w emaliowanym. Nie, nie i jeszcze raz nie.
I w końcu się udało! Odlałam sobie kilkanaście guzików - co prawda to jeszcze nie jest pierwsza jakość, ale we wszystkim trzeba zdobyć wprawę.
Prezentuję dwie sztuki, które już są w 100% gotowe. w pozostałych muszę dopracować oczko, które zrobiłam w dosyć głupi sposób. Następnym razem się poprawię, bo już zmądrzałam. Nieco. Guziki wykorzystam do mojej hoppelande. :]


czwartek, 20 czerwca 2013

Chaperon

Po pierwsze, nie jest on dla mnie. To tylko mój wielki łeb pozwolił na to, żebym robiła za manekina do męskiego, piętnastowiecznego kapelusza.
Wałek wypchałam owczym runem (obrzydliwa robota w naszych dzisiejszych warunkach pogodowych). Liripippe dosyć krótka, bo szyłam z resztek, przez co i komin zszywałam z dwóch części.

Siatka na włosy

Oto ja. Świecąca od upału cera mało fachowo przysłonięta dłonią, robocza koszulka do ciorania się w ścinkach i paprochach... Zresztą, pal licho aparycję, na nią już nic nie poradzę. Patrzcie, co mam na łepetynie. Od zawsze chciałam takie coś mieć. I teraz mam! Siatka, jaka jest, każdy widzi. Służyło to to głównie do trzymania włosów pod innymi nakryciami głowy i miało różne warianty koloru i rozmiaru oczek. Napisałabym tu jeszcze parę mądrych rzeczy, ale dzisiejsze kończenie siatki, robienie od zera chaperonu i dwóch poduch dało mi się we znaki.
Muszę dopracować układanie włosów do niej. Fryzjerką od zawsze byłam marną. Chce też zrobić kolejną, z równiejszymi i mniejszymi oczkami. I potem jeszcze jedną, kiedy dojdę do wprawy. Z jedwabiu, a co! :)
Pozdrawiam i składam dziękczynne hołdy Justynie z Sartorium: ona uchyliła przede mną arkana plecenia siatki.

wtorek, 18 czerwca 2013

Sakiewka haftowana

 Kolejna dziubdzianina została skończona! Tym razem haftowałam jedwabiem na lnianej kanwie i zastosowałam podszewkę z jedwabnego szantungu. szkoda, że na zdjęciu po lewej są zniekształcone kolory, ale do fotografii to ja talentu nie mam za grosz. Fotka na dole zachowała rzeczywiste barwy.
Wszystkie sznurki i chwosty także są zrobione z jedwabiu.
Mam nadzieję, że nowy właściciel będzie się z niej cieszył. Sama bym taką chciała. ;)

niedziela, 16 czerwca 2013

Przemyślenia: pas do damskiej hoppelande

(...) zostawił mnie samą ze swoimi myślami, a więc praktycznie w samotności. (...) - Olga Gromyko
Powyższy cytat pochodzi z jednej z książek z cyklu o W. Rednej (czytadło rozweselające nr 1, polecam) i uznałam, że nadaje się na wstęp do pierwszego postu, w którym niczym nie będę się chwalić ani opisywać rzeczy do zrobienia. Podzielę się po prostu swoim tokiem rozumowania - tak, on istnieje! (jakiś, chyba...) :p

Wspominałam już, że tworzę sobie hoppelande. Wiadomo, że do tej sukni trzeba mieć odpowiedni pasek. Rozwiązania na 100% poprawne historycznie są dwa:
a) tkany pas jedwabny;
b) bardzo ozdobny szeroki pas skórzany.
Najczęściej stosowane rozwiązania, które zauważyłam u innych też są dwa:
a) pas jedwabny uszyty z kawałka materiału;
b) pas wełniany uszyty z kawałka materiału.
Rozjeżdża się to trochę, prawda?
Wszyscy chcemy mieć rzeczy jak najbardziej poprawne historycznie, ale ograniczają nas zazwyczaj czas, umiejętności i - co chyba najistotniejsze - fundusze. Mnie też to dotyczy. Najczęściej stosowane rozwiązania od razu odrzuciłam, planując moją suknię - chciałam czegoś bardziej ultraśnego. Rozwiązania potwierdzone też odrzuciłam: najpierw opcję "b", bo drogo, a niedługo później opcję "a" - pewnie dałabym radę go zrobić, chociaż byłaby to droga przez mękę, ale oszacowałam ilość potrzebnych nici. Drogo.

No to kombinujemy! Musiałam znaleźć wypadkową pomiędzy tym, co jest historyczne, a tym, co jest dla mnie dostępne. I w ten oto sposób pojawiła się koncepcja utkania pasa wełnianego. Dzięki temu wykorzystam poprawną technikę i nie zbankrutuję. Już nie mogę się doczekać, aż skończę cały strój.


piątek, 7 czerwca 2013

Kaptur damski z "Romansu o Aleksandrze"

Nareszcie! Biorąc pod uwagę, że zaczęłam ten kaptur w marcu, a skończyłam dziś - i to tylko dlatego, że zaczynam być przytłoczona niedokończonymi rzeczami - straszliwie się obijałam. Mniejsza o to.

 Po lewej jest mój pierwowzór z Romansu o Aleksandrze. Pierwotnie zakładałam wypuszczenie podszewki na górę w ten sam sposób, ale postanowiłam sobie to podarować, bo efekt mi się nie spodobał. Sam haft - rząd kółek między podwójnymi liniami - widziałam też w innych źródłach, nawet na XV-wiecznych nogawicach, że o sukni nie wspomnę. 
Widywałam u innych kaptury haftowane jedynie paskiem u dołu. Fajne były, też zaczęłam o czymś takim myśleć. Kiedy znalazłam sobie ten kapturek, postanowiłam pojechać po bandzie i go wydziabać.



I w ten oto sposób wzbogaciłam się o kolejną zachciankę przy minimalnych nakładach finansowych (wełnę zakosiłam lubemu z resztek po cotehardie). Skończyłam też jeszcze jeden zwykły, męski kaptur, ale jest zdecydowanie mniej efektowny. :P

czwartek, 6 czerwca 2013

Do zrobienia

Wiem, że jak chcę, to potrafię zrobić wszystko w szalonym, nadgorliwym tempie. Jak nie chcę, to zaczynają mi zalegać różne drobiazgi, którymi powinnam się w końcu porządnie zająć. Zalegają też rzeczy, do których kompletuję mozolnie surowiec.

Ten tekst służy jedynie zmotywowaniu samej siebie: jeśli oficjalnie powiem, że zrobię, to zrobię. 

Oto moja lista:
- kaptur z "Romansu o Aleksandrze", haftowany, damski - muszę wydziabać mu kółka na całej jednej stronie i na ogonie, zszyć podszewkę i wykończyć;
- siatka na włosy - nowa umiejętność, prace zatrzymały się w momencie skończenia nici. Muszę ją dokończyć nitką w innym odcieniu, niestety;
- opaska jedwabna - oczekuję na nabijki, kiedy przyjdą, szybko się z nią uporam.
Chciałabym w kolejnym poście pochwalić się tymi trzema rzeczami jednocześnie. Będę się też brała za houppelande, które zakończy moje zachcianki w tym sezonie. W tej chwili zbieram surowiec i obmyślam wersję. Na chwilę obecną zdecydowana jestem na opcję z wywijaną stójką i guziczkami. Byłabym wdzięczna za informację, czy stosowano tkane pasy wełniane - na bawienie się z jedwabnymi nitkami w takiej ilości nie mam ani funduszy, ani ochoty.

A, byłabym zapomniała o rzeczach dla znajomych, ale to już inna bajka. :)